Narzeczony - Opowiada żona Witolda Zacharewicza

W 1936 r. moja mama zaprosiła wujka Janusza i Witolda do Paprotni na Zielone Świątki. Wujek przyjechał po mnie i siostrę do babci na Lwowską i razem pojechaliśmy po Witolda do Włoch, a następnie do Jelonek (posiadłości rodzinnej) po ojca Janusza, stryja Ludka (brata mojego dziadka). Był piękny ciepły dzień. Witold zdjął marynarkę i powiesił na płocie. Czekaliśmy na stryja. W kocu stryj wyszedł z domu. Witold założył marynarkę, wsiedliśmy do samochodu. Po chwili Witold zaczął drapać się w kark. Okazało się, że po marynarce przeszła włochata gąsienica - a On był na to uczulony.
Po przyjeździe do Paprotni oprowadzałam Go po parku. Tamtej wiosny było mnóstwo chrabąszczy. Niektóre z nich były dziwnie połączone odwłokami, tworząc jedną linię. Byłam wychowana na wsi, już uświadomiona i niejednokrotnie widywałam akty wśród drobiu, zwierząt czy owadów. Ale to połączenie było inne. Przez myśl mi wtedy nie przeszło, że to to samo. Powiedziałam wtedy - niech pan zobaczy, syjamskie chrabąszcze. Witold popatrzył na mnie dość dziwnie, ale bez komentarza. Miałam wtedy 15 lat. Dopiero kilka lat później, kiedy byłam Jego żoną, przypomnieliśmy sobie tamto zdarzenie i uśmialiśmy z mojej naiwności.
Rok później (1937) był w Paprotni bal. Podobno dla młodzieży. Ta młodzież była w wieku od lat 12 do 60. Witold i wuj Janusz jako jedyni byli we frakach, reszta towarzystwa ubrana była różnie. Do tańca grała nam na fortepianie moja babcia (ze strony mamy), a czasami Witold - grał i śpiewał. Obserwował mnie tańczącą ze znajomymi, a potem, gdy wyszliśmy na taras zaczerpnąć powietrza, powiedział - Ja panią kocham ( to było zanim wypiliśmy tzw. Bruderschaft), pani się tym bawi, a mnie to drogo kosztuje. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i wzięłam to sobie głęboko do serca.
W lecie byłyśmy z mamą i siostrą na morzem u mojej babci ze strony mamy, która mieszkała już wtedy w Sopocie. Witold ze swoją matką był w Karwi. Pojechałyśmy w odwiedziny. Zrobiliśmy wspólnie wycieczkę do Jastrzębiej Góry i tam w kawiarni wypiłam z Witoldem tzw. Bruderschaft. Po raz pierwszy pocałowaliśmy się w policzek.
Witold był w Paprotni jeszcze ze dwa razy w czasie wakacji. Podczas jednej bytności powiedział, że marzy by mnie pocałować, ja też o tym marzyłam. Weszliśmy do domu. Witoldowi chciało się pić, poprosił szklankę mleka. (Zobacz scenę w "Halce") Potem poszłam do swego pokoju, poprawić włosy i przypudrować nos (pretekst).Witold poszedł za mną, objął mnie, przytulił i po raz pierwszy pocałował - w zaciśnięte usta. Zamknęłam oczy, a potem otworzyłam jedno oko i zerknęłam w stojące obok lustro, żeby zobaczyć jak wyglądamy.


Ciag dalszy - "Wojna"